Uporczywe slonce wygonilo mnie wczoraj na dwor obiecujac idealna pogode na bieganie. O dziwo, taka tez byla. Slonecznie, ale nie upalnie, z wiatrem nie za zimnym, nie za mocnym. W planach 10k, a zatem nad rzeka, petelka wokol Greenwich Parku i powrot. Tlok w tunelu pod Tamiza zapowiadal tlumy w parku a na slalom miedzy oslepionymi blaskiem slonca turystami nie mialam ochoty. Skrecilam nad rzeke w kierunku miasta i nogi same mnie poniosly w okolice... Decathlonu. No kto by pomyslal. Dziwnym zbiegiem okolicznosci mialam przy sobie karte platnicza. Wizyta zakonczyla sie sukcesem dla mnie i dosc sporym wysilkiem dla karty. Niestety nie potrafie sie oprzec posezonowkom. I tak udalo mi sie trafic na spodniczke do biegania. Bardzo sprytna bo ma spodenki pod spodem. Nawet nie wiedzialam ze takie istnieja. Byla tylko jedna i to w moim rozmiarze. Oczywiscie nie moglam jej tam takiej samotnej zostawic. Przygarnelam tez przewiewna przeciwdeszczowke do biegania, (niestety biala, ale przynajmniej bede widoczna wieczorami), 2 polarki i deszczowke rowerowa. Ta jest dosc sprytna bo ma przedluzany tyl (prawdziwy ewenement w ubraniach rowerowych w Anglii, ktore zazwyczaj sa krotkie i szerokie) i odpinane rekawy. Kilka miesiecy temu, w przyplywie zacmienia umyslowego rozwazalam nawet jej zakup za pelna kwote. Na szczescie rozsadek wzial gore, i teraz udalo mi sie ja dostac 60% taniej. Trening byl za to bardzo udany. Mysle ze zrobilam ponad 10k w godzinke. Lepiej, niz zakladalam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz