czwartek, 30 grudnia 2010

Wracam

Po ponad 2 tygodniowej walce z paskudna grypa (ciagle nie wygrana) stwierdzilam ze dosc tego leniuchowania i pora pobiegac. W ubieglym roku o tej porze biegalam sobie dziennie po 15-20km (czasem nawet 2 razy dziennie) a teraz nie robie nic.

Nie wiem co to za paskudny wirus paleta sie w powietrzu, ale wydaje sie byc odporny na wszelkie bezantybiotykowe specyfiki i domowe sposoby. W zasadzie zostal jeszcze kaszel (jednego dnia suchy i laskoczacy, drugiego mokry, wiec nawet nie wiadomo jakiego syropu uzyc) i katar.

Oczywiscie nie odwazylam sie na bieganie na zewnatrz pomimo calkiem cieplej pogody i pieknej poswiatecznej odwilzy. Dokopalam sie do biezni i zrobilam wczoraj delikatne 4km. Przez najblizszy tydzien bede sobie po prostu stopniowo zwiekszac dystans (czas) a jak juz poczuje sie lepiej to wroce do orginalnego planu.

Czy to juz oznaka zakupoholizmu internetowego, jak listonosz zostawia awizo a my nie wiemy co to jest? Sprawdzilismy konta na ebayu, amazonie, maile i co tylko przyszlo nam do glowy i ... nic. Z lekkim niepokojem szlam na poczte odebrac pakunek, bo moze mi kto weglika na swieta przyslal, albo co?
Okazalo sie, ze to runner's world doslal pozostala czesc naszych darow z Birmingham. I tak dostalam taka oto zimowa bluze asicsa
styczniowy numer RW i ksiazke Runner's World Complete Guide To Running. Nawet ciekawa pozycja, zwlaszcza dla poczatkujacych. To zbior artykulow, ktore ukazaly sie na przelomie ostatniego roku w RW dotyczacych tego jak zaczac, gdzie, w czym, plus proste plany treningowe na 5k, 10k, 1/2M i M. Czasem dobrze jest przypomniec sobie podstawy.



niedziela, 19 grudnia 2010

śWirus

Przyszla kryska na Matyska. Dopadl mnie Zlosliwy śWirus krazacy od jakiegos czasu przepastnymi rurkami klimatyzacji w pracy. Albo zlapalam go od szefowej, ktora chichala i prychala we wtorek. śWirus pojawil sie z nienacka i powalil mnie niespodziewanym ciosem w potylice w czwartek. Sparalizowal miesnie, zatkal nos i pozbawil przytomnosci. 

W piatek przyczail sie spryciarz ludzac mnie nadzieja ze najgorsze juz za mna po to by uderzyc ze zdwojona sila wczoraj po poludniu. 

Dodatkowo zasypalo nas wczoraj z lekka (rzeklabym tradycyjnie, bo dokladnie rok temu obgryzalam palce po lokcie probujac sila umyslu zmusic stojacy w szczerym polu pociag do szybszego tempa w drodze na lotnisko).


Tak wiec leze sobie i choruje. W welnianej czapie, zakopana po uszy pod kolderka pocieszam sie ogromnymi ilosciami herbatki eukaliptusowej z miodem i cytryna, swietami z Grizwoldami (brytyjski odpowiednik swiat z Kevinem) i gra w chinczyka.
śWirus przyszedl w ogole w wersji samorozpakowujacej i codziennie odblokowauje sie nowa funkcja. Dzis na przyklad doszedl gruzliczy kaszelek. Rozwazam lykniecie z lekka (2009) przeterminowanego syropku.  A moze poprzestane na ciocinej nalewce z wisienek?

środa, 15 grudnia 2010

Tydzien 2

Czas mi ucieka. Ledwie przymknelam oko na chwile i juz tydzien minal. Swieta za tydzien. Az trudno uwierzyc.

Bede musiala przeskoczyc kilka tygodni, bo do maratonu zostalo juz tylko 17 tygodni a plan ma 24. Pociag i hotel juz zalatwione, a wiec nie ma odwrotu. Jakos zawsze bieg staje sie bardziej realny jak mam w lapce potwierdzenie calej logistyki.

Nie jestem jeszcze w tak dobrej formie by od razu wskoczyc na 7 tydzien wiec postanowilam przeskakiwac co 2 tygodnie az dojde do wlasciwego. 

Dzis byly pagorki. Akurat w okolicy gorek jak na lekarstwo wiec sesja odbyla sie na Dreadmilu (dreaded treadmill = dreadmill). W zasadzie gorki i interwaly na biezni sa o wiele lepsze niz w terenie, moge sobie ustawic dowolne nachylenie zbocza plus jak mam biec w okreslonej predkosci to wystarczy takowa wybrac i nie pozostaje nic innego jak biec. 
Moje malenstwo zostalo ostatnio wzbogacone nowym dodatkiem na dlugie wybiegania. (tak na wypadek gdybym nie mogla ich robic na zewnatrz). 

Monitor znaleziony na smietniku (wystarczylo przylutowac tu i tam). Producent zachwalal na opakowaniu ze taki super hiper plaski i swietnie przylegajacy do sciany. Zapomnial dodac ze pod warunkiem ze bez zadnych kabli wisi. Wszystkie wejscia umieszczone na tylnej obudowie. 3 tygodnie czekalismy na wtyczki w ksztalcie L z Chin. Ale juz dotarly. Bede mogla nadrobic seriale i te inne.

Tak wiec trening na dzis (siegnelam po tydzien 3) zakladal sprint pod gorke. 

2,4km rozgrzewki tempem 7,4'/km
5 x 45s podbiegow (ustawilam 4% nachylenie) w tempie 5,08'/km z 2 minutowym dreptaniem pomiedzy
2,4km tempem 7,4'/km

Dobrze mi to zrobilo bo sie uspokoilam i juz nie chce zrobic czegos bardzo bolesnego wspolpracownikom. Tego spokoju pewnie wystarczy do jutra do 8,35am kiedy to zasiade z kawusia do komputera i poczytam DM log z dzisiejszego wieczoru o tym jak (nie)udaly sie przyjecia swiateczne i co znowu sknocili. 

Chwilowo biegam do albumu "This is War" 30 Seconds to Mars z 2009 a przeze mnie odkrytym 2 dni temu. Lekko opozniony zaplon mam. Po przesluchaniu mam chec zapisac sie na lekcje perkusji. Znowu. Tylko gdzie ja te lekcje wcisne? Od nowego roku znowu szkola, trening, rower. Chwilowo pozostaje tylko rockband

czwartek, 9 grudnia 2010

Haribo

Haribo to takie zelkowe gumisie. To mam w miejscu mozgu po wczorajszym dniu. 6 godzin egzaminu, 2 godziny w pracy probujac nadgonic te opuszczone 6 i dodatkowe 3 godziny na zajeciach. Dotarlam do domu po 10 i padlam jak przecinak. Plan zakladal na wczoraj bieganie pod gorke. Chyba snilam o jakichs gorkach. Czy bieganie we snie mozna zaliczyc do treningu? Bo obudzilam sie zmeczona jak po faktycznym treningu?

Na dzis zdaje sie cwiczenia silowe, opisze wieczorem.

środa, 8 grudnia 2010

Plan B (lub M jak maraton)

To juz oficjalne. Nie chca mnie do dalszej zabawy. Moze to i lepiej? Pod jaka presja bylabym caly czas, a tak moge spokojnie wprowadzic w zycie plan B. (w razie potrzeby mam tez w zapasie plan C)

Jakis czas temu za namowa znajomego, ktory tez biega (i to jak biega, od ponad roku przygotowuje sie do The Enduroman Arch to Arc: biegiem z Londynu do Dover, wplaw przez kanal do Calais i rowerem z Calais do Paryza. Do tej pory podobno tylko 7 osobom udalo sie to ukonczyc. W tej chwili trenuje plywanie. W kanale. Woda ma 2C. W kazdym razie zna sie troche na bieganiu) nabylam "Brain Training for Runners" Matta  Fitzgeralda. 

Biegajacy uwielbiaja rozmawiac o bieganiu. Amatorzy oczywiscie. Profesjonalisci o bieganiu nie rozmawiaja z tego prostego powodu, ze nie maja na to czasu. Oni po prostu biegaja. Cala reszta kocha niekonczace sie dywagacje na temat tempa, VO2max, butow, planow, terningow, gadzetow... Ta ksiazka niewatpliwie daje spore pole do popisu.
Im wiecej czytam tym mniej wiem. Nagle okazuje sie, ze mozg tez trzeba sobie potrenowac. Autor twierdzi, ze ma odpowiedz na pytanie dreczace kazdego biegacza: jak biegac szybko przez jak najdluzszy czas? Podobno zmeczenie dopadajace nad po przebiegnieciu x km wcale nie jest efektem braku energii. Odkryto, ze w momencie odczuwania zmeczenia  miesnie nadal zawieraja spore zapasy paliwa. Winowajca jest mozg, ktory wysyla zludzenie zmeczenia i tym samym zostawia sobie zapas tak by nie dopuscic do calkowitego wyczerpania organizmu. Cos jak lampka od rezerwy. 
Cala ksiazka to 562 strony informacji o tym jak biegac szybciej i wydajniej. Zapewne bede czesto do niej powracac.
Oprocz teorii zawiera tez sporo planow treningowych opartych na zasadzie treningu umyslu. Kazdy dystans (5K, 10K, pol M, M) jest rozbity na 3 plany treningowe, zroznicowane kondycja i czasem wolnym trenujacego. Zaczynam od najlatwiejszego, nie oszukujmy sie moja kondycja pozostawia wiele do zyczenia w tej chwili. Jezeli nagle moja doba rozszerzy sie do 30 godzin to moze siegne po bardziej zaawansowany plan. 

Poziom 1
Plan trwa 24 tygodnie, zaklada 4 biegi tygodniowo plus 2 treningi silowe i jeden cardio (opcjonalny). Kazdy plan jest podzielony na faze podstawowa, budowe 1, budowe 2 i szczytowa. 
Kazdy tydzien sklada sie z 3 glownych treningow: predkosc w Srody, wytrzymalosc w Piatki i rozszerzona wytrzymalosc w Niedziele.

Najpierw nalezy okreslic wlasciwe tempo przy pomocy dwoch tabelek. W pierwszej okresla sie TPL(target pace level) w zaleznosci od czasu osiagnietego podczas ostatniego biegu na okreslonym dystansie. I tak ja kwalifikuje sie na poziom 46 (na 50 mozliwych, marniutko). Im dalej w las z treningiem tym wartosc zacznie sie zmiejszac i trzeba bedzie odpowiednio  dostosowywac tempo.

Znajac wartosc TPL okreslamy tempo poszczegolnych treningow wedlug tableki nr 2. 

Skomplikowane? To do dziela

Tydzien 1
TPL: 46

Poniedzialek: odpoczynek

Wtorek: Base Run + Drills
               3M (4,8km) tempem podstawowym (w moim przypadku 7min/km)
               20s biegu z nieruchomymi rekami (dlonie zlozyc przed soba tworzac obrecz)
               20s skokow na jednej nodze

Po co te sztuczki? Wedlug autora maja poprawic krok.

bieg z nieruchomymi rekami zmusza glebokie miesnie brzucha do pracy nad utrzymaniem odpowiedniej postawy i uczy jak uzywac ich podczas biegu

skoki na jednej nodze zwiekszaja sile odbicia, poprawiaja stabilnosc bioder, miednicy, dolnej czesci plecow i kolan 

Czy taki trening zadziala? Na pewno nie pozwoli mi sie nudzic. Zwlaszcza jak skacze na jednej nodze wokol pokoju ku uciesze M.

Sezon biegowy 2010-2011 uwazam za oficjalnie rozpoczety.



wtorek, 7 grudnia 2010

RW Selection Day - wrazenia

Selection day – chyba chodzilo im o Day in Hell.

Pomijajac impreze sasiadow do godzin wczesnoporannych w piatkowa noc, ktora zmusila mnie do spania w zatyczkach, pobudki po 5, dotarcia na peron kilka sekund po zamknieciu drzwi pociagu, problemow z karta przy placeniu za bilet udalo mi sie dostac na miejsce na czas.

Zebralismy sie w sali wykladowej, 37 osob usmiechajacych sie nerwowo do siebie, probujacych zartami pokryc denerwowanie i niepewnosc. Po krotkim przywitaniu, zdjeciach i przedstawieniu trenerow (posepne miny, zero usmiechu, co nie wrozylo dobrze) zostalismy podzieleni na 3 grupy, w zaleznosci od przewidywanego czasu ukonczenia maratonu. Trafilam do najliczniejszej grupy 3.30-4.30.

Na szczescie/nie szczescie obie sesje na zewnatrz przypadly nam na samym poczatku, co w sumie okazalo sie najlepszym rozwiazaniem. Jak na tak zachwalany obiekt sportowy stan biezni pozostawial wiele do zyczenia. Nikt nie pomyslal o tak prozaicznej czynnosci jak odsniezenie. Warstwe czesciowo przymarznietego sniegu przykrywala ruchoma warstwa mokro-lepko-slizgajacego sie paskudztwa. Gdy tylko wyszlismy na zewnatrz zaczal padac lodowao zimny deszcz. Poczatkowo byl dosc delikatny ale z kazdym kolejnym okrazeniem przybieral na sile.

Sesja nr 1 z ponurym, surowo wygladajacym trenerem zaczela sie od 4 okrazen na rozgrzewke. Nogi rozjezdzaly sie na mokrym sniegu i duzo energii musialam poswiecac na utrzymanie rownowagi. Nastepnie 100m w tempie maratonu i 400m w tempie 10k. Razy 10.

Jestem jak lokomotywa. Rozgrzanie sie i osiagniecie zadowalajcego tempa zajmuje mi zazwyczaj jakies 7 pierwszych kilometrow. Potem juz pedze do przodu. Nie wykazalam sie zbytnio na tych 5km. Bieglam rownym tempem owszem, ale bylam ostatnia z grupy. Ukonczylam w zdaje sie 32min. Najszybszy uczestnik przemknal w tym czasie chyba ze 3 razy obok mnie.

Po 20 minutowej przerwie w budynku, zaopatrzeni w wode i butelke gatorade spowrotem na bieznie, tym razem pod okiem bardziej usmiechnietego torturownika. Nigdy nie ufaj trenerowi z usmiechem. Po ponurym przynajmniej wiesz czego sie spodziewac.

2 okrazenia rozgrzewkowe. Luzik.

- A teraz bedziemy biegac w tempie jakie planujecie osiagnac podczas kwietniowego maratonu (chwila, jezeli mam zamiar je osiagnac w kwietniu, po miesiacach treningu to skad ten pomysl ze dam rade biec nim teraz?). Plan wyglada tak: jedno koleczko, 30s odpoczynku, 1 koleczko, 30s odpoczynku, 2 okrazenia, 1 min odpoczynku, 4 koleczka, minuta odpoczynku, 5 koleczek, 2 minuty odpoczynku i jezeli chcecie to 4 koleczka na zakonczenie. Wesolych Swiat! – dodal z szerokim usmiechem.

Kolko nr 1 – nogi juz sie z lekka przyzwyczaily do rozjezdzajacej sie mazi
Kolko nr 2 – dzielnie trzymam sie grupy
Kolko nr 3-4 – daje rade, ale coraz trudniej utrzymac mi sie z moja grupka
Kolka nr 5-8 – dysze jak parowoz, odliczam zakrety do konca kazdego kolka starajac sie nei wybiegac mysla bardziej do przodu.
Kolka nr 9-... nie dalam rady. Niedyspozycja ostatnich dni, zmeczenie nieprzespana noca, wysilek biegania po sliskiej mazi daly o sobie znac i zrobilo mi sie slabo. Wydaje mi sie ze wykazalam sie tu dojrzaloscia biegowa i rozsadkiem: zaprzestac biegu w momencie gdy czuje ze kontynuowanie mogloby zakonczyc sie omdleniem, po to tylko by zaimponowac trenerowi. Jezeli tym samym podkopalam swoje szanse na dostanie sie dalej to moze to i lepiej?

Czekajac na reszte towarzystwa (oczywiscie wszyscy inni ukonczyli) wdalam sie w pogawedke z trenerem ktory przygotowywal sprinterke na torze obok (filigranowa dziewczynka biegala po sniegu ciagajac za soba opone, i to ja narzekalam ze zle mi sie bieglo?). Popatrzyl sceptycznie na nasza grupke i stwierdzil ze my truchtacze (tak nas nazwal) nie mamy w zasadzie pojecia o bieganiu. Truchtamy sobie w roznych tempach do przodu, owszem ale kompletnie zaniedbujemy trening silowy i wzmacnianie odpowiednich miesni. Oslabione miesnie brzucha i plecow nie podtrzymuja tak jak trzeba, szybko tracimy postawe, garbiac sie obciazamy uda, kolana, lydki i kostki. Biegniemy wolniej nie dlatego, ze nie mamy sily, ale dlatego ze biegniemy w nieodpowiedni sposob. Jak przyjrzalam sie biegnacym to stwierdzilam, ze faktycznie mial racje.

Po lunczu moglismy sie juz przebrac w suche ubrania i zostac na sali na zajecia z fizjoterapeutka. I te okazaly sie najciekawsze. Niby biegam od jakiegos czasu i czytam rozne madre ksiazki, ale tak naprawde nie zdawalam sobie sprawy jak duza role odgrywaja miesnie posladkowe. Pokazala nam kilka prostych cwiczen na ich wzmocnienie, na rozciagniecie bioder. Fajnie byloby miec takie zajecia czesciej.

Dostalismy tez anietke do wypelnienie typu: czy wiesz ze, podaj zabawna informacje o sobie...

Caly dzien byl obfotografowany i filmowany przez ekipe RW na potrzeby artykulu. Nie udalo mi sie niestety wymigac od krociotkiego mini-wywiadziku przed wszedobylskim okiem kamery. Zabawne jak czlowiek glupieje jak tylko zapala sie ta mala czerwon lampka. Ze tez jeszcze niet nie wpadl na to by ja schowac tak by filmowany jej nie widzial. Poprosilam o latwy zestaw pytan.

- Czego nauczylas sie z sesji na biezni?
- YYYYYyyyyy ze nie lubie biegac po sniegu?
Oczywiscie blyszczalam blyskotliwoscia i spoconym obliczem. J

Czego sie nauczylam? Ze dobrze jest miec kogos do popychania. Takich sesji zabraklo w moim treningu do ostatniego maratonu. Ze nie wystarczy nabijac kilometrow. I ze bardzo trudno jest samemu wyrwac sie z „comfort zone”. Przydalby mi sie ktos obok, kto by mie do tego zmusil.

Dostalismy biegowe czapki i rekawiczki asicsa, butelki z dziurka (obwarzanki), zestawy do czyszczenia butow biegowych, kopie RW, bluzy asicsa i Complete Guide to Running

3 dni pozniej a ja nadal mam trudnosci z chodzeniem. Tylne strony ud bola pod tak dziwnym katem, ze mam wrazenie ze nigdy wczesniej tych miesni nie uzywalam.

Wczoraj lub dzis maja dzwonic. Hmmm prawie poludnie a teleon milczy. Raczej nie licze na dostanie sie dalej. Mino wszystko bardzo ciekawy dzien, ktory dal mi troche do myslenia. I chyba o to chodzilo.

piątek, 3 grudnia 2010

Przygotowania

Zima na calego. Mam nadzieje ze pociagi beda kursowaly jak trzeba.


Z racji trudnych warunkow pogodowych czesc osob nie jest w stanie dojechac jutro. Po cichu zacieram lapki: mniejsza konkurencja. Szkoda mi ich bo wiem jaka bylabym zla gdyby to mi sie przytrafilo. Przede mna jutro tez 105mil. Na miejscu trzeba byc o 9,30. Czyli 8,30-9,00 tak na wszelki wypadek. To oznacza pociag o 7, metro o 6,15 a pobudka 5,45. W sobote. Rano. 

Wczesniej mialy byc 4 grupy po 10, teraz beda tylko 3 grupy i kazda bedzie miala nie godzinna sesje, ale 50min. To dawaloby jakies 27 osob zamiast 40. Jak szybko moje szanse wzrosly. Pora przygotowac ubranko i buty.