niedziela, 28 lipca 2013

To dzieki tobie

Podczas wczorajszej przebieżki z Tygryskiem zastanawiałam się jakie słowa cieszą mnie najbardziej jako biegaczkę. I nie, nie było to and the winner is. Słowa, które sprawiły mi największą radość do tej pory brzmiały tak:
A wiesz, że to dzięki Tobie zaczęłam/ąłem biegać...
Mam już na swoim koncie kilku popełnionych biegaczy i cieszy mnie ogromnie, że to co robię (chociaż czasem bez ładu i składu) może kogoś motywować do tego by zmienił coś w swoim życiu. To mobilizuje, nie pozwala stać w miejscu. 

A jakie są Wasze ulubione zdania?

poniedziałek, 22 lipca 2013

Ten w którym Tygrys współpracuje pomimo NBS-a a ja uczę się oddychać

Rano obejrzałam trzecią lekcję z DVD Total Immersion, tę o oddychaniu. Po ostatnim pobycie na basenie, gdy próbowałam odnaleźć tę "najmniejszą dziurę w wodzie i się przez nią przeciskać" myślałam, że wyzionę ducha. Nie umiem oddychać pływając z zanurzoną głową. Na ratunek przyszedł pan Terry i 17 minut instrukcji. Już nie mogłam się doczekać, kiedy je wypróbuję. Niestety w ciągu dnia nie wyszło, więc miałam nadzieję na wieczorne pływanie. Basen do 21,00 czyli muszę być przed 20 a to oznacza, że z domu muszę wyruszyć max o 19.30. A to znowu oznacza śpiące dziecko do 19.29. Biorąc pod uwagę fakt, że przez ostatnie dni Tygrys zasypiał w okolicach 21 nie wróżyło dobrze. Normalnie Junior zasypia o wiele wcześniej, ale uczy się zasypiać bez mojej obecności w pokoiku, no i się schodzi. Bo wygląda to tak:
- Dobranoc synku. 
- papa tam (znaczy się Dobranoc Mamusiu a teraz idź już sobie bym mógł zacząć prawdziwe harce)
Posłusznie wychodzę z pokoju. 3,2,1... tuptuptup Tygrys wygląda zza drzwi
-Uaaaaaa!!!!!

Ta opcja nie wchodziła w grę, więc wróciłam do wersji awaryjnej. 
- Śpij Tygrysku 
- Uauaua, nenenenene (łup łup, kop kop) Wstaje, wygląda przez okno próbując złapać którąś z książeczek stojących na parapecie. (czytaj: Nie, Nie Będę Spał, w skrócie NBS)
- aaaaa mały Tygrys słodko śpi aaaaaa (w głowie robię listę rzeczy, które muszę zabrać i określam ich położenie)
- NBS
...
19.23
- Tygrysku cichutko już, śpimy
- NBS

19.25
Czekaj Tygrysie, ja Ci jeszcze pokażę. Tygrys jest wielbicielem smarowideł wszelakich i masaży. 
- Oh Tygrysku zobacz chyba komar Cię ugryzł, daj Mamusia żelem posmaruje. - Rozpoczynam mizianie kołowe skroni. Dziecię nieruchomieje.

19.31 Tygrys, dziecię idealne, śpi

Łapię wszystkie potrzebne rzeczy, elektroniczną nianię przekazuję Tesciufce i pędzę. Na ścieżce rowerowej w miasteczku prawie rozjeżdżam panią, która jedzie slalomem, bo przecież musi rozmawiać przez komórkę z koleżanką o manikiurze właśnie jadąc rowerem. Zdyszana wpadam na basen 20,10. Nie jest źle. 

Spisałam sobie na karteczce wszystkie zadania i wykonywałam je kolejno przeznaczając dwie długości basenu na każdą. Będę musiała poświecić zagadnieniu więcej czasu, dziś tylko prześliznęłam się po temacie, ale jaka różnica. Jeszcze Wam nie pokażę efektów, ale Panowie (i Panie), jakim ja pięknym kraulem pływam. Zakrytym, główka pod wodą, sunę z gracją, długie ruchy rąk, żadnego chlapania, nawet się nie zasapałam. W porównaniu z ostatnim treningiem poziom zmęczenia zmniejszył się o dobre 30%. A zostało mi jeszcze 7 lekcji. Pod koniec będę normalnie jak taki okoń, albo karaś jaki.
Będę musiała nauczyć się oddychania bez zatyczki do nosa, bo widzę (czuję), że wydychanie powietrza ustami mi przeszkadza i nie oddycham tak efektywnie jak powinnam. Na szczęście jest DVD "O2 in H2O" poświęcone całkowicie zagadnieniu oddychania, więc będę ćwiczyć. O tyle łatwiej, że pierwsze ćwiczenia są robione w misce z wodą. 

Droga powrotna wypadła niestety w lekkich ciemnościach. Padła mi przednia lampka. Na szczęście była cudnej urody pełnia. Na nieszczęście droga w większości prowadziła przez las, więc z niej nie skorzystałam. Ale za to o ile przyjemniej było jechać. Zdecydowanie boję się lasu po ciemku. Jeszcze mgła podstępnie wypełzała z niego na drogę.



Po powrocie do domu byłam tak naładowana energią, że najchętniej poszłabym pobiegać. Zwłaszcza w tak pięknych okolicznościach przyrody. Niestety czekało na mnie 30 słoików z musem i sokiem z czarnej porzeczki do pasteryzacji. 




środa, 17 lipca 2013

To se zaszalałam

Ach cóż za piękny dzień. Ranek spędziliśmy z Tygrysem na mega długim spacerze. Gdy Potomek padł snem sprawiedliwie umęczonego ja poszłam sobie pobiegać na bieżni. W końcu dorobiliśmy się elektronicznej niani, która daje mi więcej wolności podczas drzemek Tygrysa. Pobiegałam sobie 5km w takim tempiku 7'11".  Cudnie. A potem było już tylko lepiej. Po powrocie z pracy M zabrał Tygrysa do Pradziadków a ja popedałowałam na basen. No nie tak od razu. Najpierw trzeba było znaleźć zapięcie do roweru. Znalazłam 2 z posiadanych trzech, gdzie kluczyk miałam tylko do tego trzeciego. Czas uciekał, nerw rósł a kluczyków czy brakującego zapięcia ni widu ni słychu. Nie były nam potrzebne od przeprowadzki, więc musiały być w jeszcze nie rozpakowanych resztach pudeł. W końcu udało mi się natrafić na jeden z kluczyków. Ruszyłam z kopyta zapominając nawet o rękawiczkach i okularach (a trasa prowadziła przez las pełen chmar meszek). Zrobiłam 11,7km w 30 minut co daje mi prędkość średnio 23,4km/h. Szaleństwo. 
Na gumowych nogach doszłam do recepcji (trzeba będzie wcześnie zacząć ćwiczenie zakładek). Niestety nie udało mi się dotrzeć na czas (sesja liczy się od pełnej godziny), ale gorące pozdrowienia dla pani z recepcji, która zezwoliła mi na wydłużenie sesji. 

Pierwsze 20 minut poświęciłam całkowicie na ćwiczenie "Ślizgu Supermana". Co za uczucie. Chyba napędziłam stracha ratownikowi (ten sam od dłubania w nosie), bo gdy tak sobie dryfowałam to zerwał się z krzesełka i sięgał po tę tyczkę do wyciągania topielców. Pomogło mi to (ślizg, nie akcja ratownika) wyczuć odpowiednie ułożenie ciała i naprawdę robi różnicę. Ale nogi ani razu nie opadły mi na dno, wcześniej kończył mi się zapas powietrza. Przez kolejne 30 minut zaczynałam ślizgiem i dodawałam kilka machnięć łapkami. Tyle ile wyjdzie na jednym oddechu. Potem stawałam i zaczynałam od nowa. Kompletnie nie potrafię oddychać. Wiem, że robię coś źle, bo całe zmęczenie (potworne) bierze się właśnie z oddychania. To nic, dojdę i do tego. 
Przez te 30 minut przepłynęłam 20 długości basenu. No i najważniejsze, na sam koniec zmierzyłam sobie czas i tadam:

Długość basenu:

Ostatnim razem       Dziś
Czas: 32s                36s
Machnięcia: 31       21 (Fanfary)

Potem była prawie zakładka, nie licząc kilku minut na przebranie i odpięcie roweru i znowu 11,7km ale tym razem o 1min dłużej.

Więc tak. Gdybym się zdecydowała na dystans sprinterski to z takimi tempami zrobiłabym go w:

pływanie 45min
rower  51 min
bieg  40 min          
całość        2h16 plus coś na T1/T2

Jest duuużo miejsca na poprawę. tylko cały czas się waham czy sprint czy olimpijski. nie ma co się porywać z motyką na słońce, ale ...

wtorek, 9 lipca 2013

Się Bryka

Pogoda nam ostatnio dopisuje, więc brykamy. Głównie na rowerze. Babcia Tygryska chwilowo rezyduje u mojego brata i łaskawie udostępniła mi swój ogród do crossfitu. Tak więc co drugi dzień pakuję Tygrysa w fotelik, kręcimy 5km, Tygrys karmi, gania i ciągnie za ogon co się da, a ja przez 2 godzinki pracuję nad wzmacnianiem obręczy barkowej, klatki piersiowej, mięśni brzucha i intensywnie rozciągam mięśnie pośladkowe i tylne ud, czytaj: pielę. Efekty jak widać spektakularne.

Nie, kóz widocznych w tle nie doję. To już robota Dziadka.
 
Oprócz tego pływam. Odnalazłam zatyczkę do nosa i to jest to. Okazuje się, że jednak umiem pływać z głową pod wodą i całkiem nieźle mi to wychodzi. Dynamika pływania jest całkiem inna niż z ciągłym hamowaniem szyją. Przez prawie godzinkę ćwiczyłam tego kraula. Najpierw to musiałam się przełamać. Głęboko zakorzeniony perfekcjonizm polski powstrzymywał przed próbami kraulowania. Albo coś robię dobrze, albo wcale. Ot, taka wada fabryczna. Ale jak już sobie wytłumaczyłam, że te 8 letnie dziewczynki rzucające piłką na torach obok, czy tez znudzony ratownik dłubiący wcale-nie-ukradniem w nosie i oglądający swoje paznokcie mają głęboko w nosie to, czy ja tym kraulem pływać umiem czy nie.  Tak więc zaczęłam od pływania z obiema rękami na desce łapiąc oddech na przemian z obu stron licząc na cztery. Potem skupiałam się na pracy jednej ręki z drugą prowadzącą na desce. W międzyczasie dla odpoczynku przerzucałam się na styl grzbietowy. Ćwiczyłam też swobodne unoszenie się na wodzie i przewroty z pleców na brzuch i spowrotem na plecy. A na koniec, taka wisienka na torcie, próbowałam połączyć to wszystko w całość. Jak ja się zmęczyłam. To chyba najlepszy dowód na to, że daleka droga przede mną, ale radości było co nie miara. 

W niedzielę wyciągnęliśmy dawno zapomniany, nigdy nie używany zestaw do badmintona i wczoraj odbyły się Pierwsze Rozgrywki Międzysąsiedzkie. Z przykrością donoszę, że przegraliśmy, ale za to udało mi się wyrwać sąsiadkę na wieczorne bieganie. 

Pędzę właśnie na kolejną dawkę crossfitu, bo pewnie zarosło od piątku.