poniedziałek, 24 maja 2010

Lato

Kompletne rozleniwienie pismienno - biegowe mnie dopadlo. Temperatury w Londynie siegaja magicznej poprzeczki 30C, muchy fruwaja w zwolnionym tempie a ja z lenistwa przesiadlam sie na metro. Temperatura w metrze siega pewnie 40. Bydlo sie przewozi w lepszych warunkach, ale co tam, ludzie nie takie rzeczy wytrzymaja. Sekunde po przekroczeniu progu wagonu wszystko zaczyna sie kleic do ciala (lacznie z wspolpasazerami). Pogoda nie nastraja biegowo. W czwartek wyszlam na 8km wieczorna przebiezke wokol dokow. Pot zalewal oczy zniechecajac skutecznie do zrobienia kolejnej petli. Przebiegajac pod balkonami jednego z blokow zderzylam sie ze sciana chlodnej wody wylanej na mnie z jednego z balkonow przez podstarzala mlodziez. Nawet sobie nie uswiadamiali jak mile orzezwienie mi zafundowali.

Na weekend mialam zaplanowane 14M spacerowym tempem. Korzystajac z pieknej pogody wybralismy sie nad morze, posiniaczyc sie troche lezac na kamienistej plazy.


W drodze do domu naszla mnie ogromna ochota na kluski slaskie.Wyszlo tego ze 2 kilo, kleilam do 11 i na bieganie juz czasu i sily nie starczylo.

wtorek, 11 maja 2010

Blues

Po-maratonski blues mnie dopadl. Zbieram sie do napisania relacji z maratonu(w), ale jakos powoli mi idzie. Emocje juz opadly, szara rzeczywistosc wdarla sie niezauwazalnie i trudno mi sie pozbierac i odtworzyc te uczucia, ktore targaja czlowiekiem w trakcie i tuz po. Musze usiasc na chwile w ciszy i wyciagnac wspomnienia z plataniny mysli. To za chwile.