czwartek, 27 czerwca 2013

Pływanie podejście pierwsze



Jak pomyślała tak zrobiła (spadek akcji spowodowany pogorszeniem pogody i brakiem niańki do Tygrysa). Ostatnie tygodnie obfitowały w rower, trochę biegania i nieszczęsne pływanie. O ile biegać potrafię, a jeździć szybko na rowerze mogę się nauczyć, tak pływanie widzę czarno. 

Pływanie kraulem to bardzo trudna sprawa. To jak próba śpiewania na dwa głosy przez tę samą osobę. Teoria wg Matta Fitzgeralda:

"Faza 1 Wejście: Dłoń powinna wejść do wody 20-30cm przed głową pomiędzy głową a ramieniem. Palce złączone, dłoń ustawiona pod kątem 45 stopni do powierzchni wody, skierowana lekko na zewnątrz tak by kciuk i palec wskazujący zanurzyły się jako pierwsze. Następnie wyprostuj rękę sięgając jak najdalej do przodu delikatnie przekręcając przedramię tak, by dłoń była ustawiona równolegle do powierzchni wody tuż pod nią. Przekręcić całe ciało podążając za ruchem ręki. 
Faza 2: Łapanie: Skieruj ramię do dołu zginając łokieć do 90 stopni tworząc z dłoni i przedramienia długie wiosło (...)
Druga ręka zaczyna fazę 1Faza 3: Pchnięcie: Ze zgięta ręką, używając klatki piersiowej i mięśni grzbietowych, pchnij wiosło wzdłuż całego ciała w kierunku nóg. Wyprostuj rękę na wysokości klatki piersiowej.
Faza 4: Uwolnienie: Wynurz rękę z wody w momencie jej pełnego wyprostowania gdy dłoń znajduje się przy udzie (a nie przy biodrze). Obróć dłoń, tak by mały palec wynurzył się pierwszy a następnie obróć ją na zewnątrz.
Faza 5: Regeneracja: Przenieś rękę nad głową przygotowując ją do ponownego zanurzenia. Zrób to w sposób zrelaksowany by nie tracić energii na ruch, który nie przyczynia się do posuwania do przodu. Dłoń i przedramię powinny zwisać luźno. Skup się na przeniesieniu do przodu łokcia, gdy znajdzie się na wysokości ucha wyprostuj rękę przygotowując ja do ponownego zanurzenia. "*

A gdzie jeszcze obrót ciała, ustawienie głowy i reszty ciała, praca nóg i oddychanie?

Przeczytałam opis kilkakrotnie próbując zapamiętać kolejność każdego ruchu. W końcu położyłam się na stoliku do kawy w salonie i z książka na podłodze próbowałam pływania na sucho. Nie tak źle. Pora na mokre ćwiczenia. Zabrałam Tygrysa i Babcię i popędziliśmy na basen. W czasie gdy Babcia pomagała Tygrysowi łapać uciekające kaczki ja wprowadzałam w życie powyższą teorię.  

Problem nr 1: nie umiem pływać z głową pod wodą. (A przecież odkryta żabką triatlonować nie będę. )
Problemy nr 2,3.4... wynikają z problemu nr 1

Nigdy się nie nauczyłam, wodą wlewa mi się do nosa i piecze w gardle. Staram się, uczę, ale chwilowo nie sprawia mi to żadnej przyjemności. Następnym razem zabiorę zatyczkę do nosa, może pomoże.

Dziś poprosiłam Rodziciela aby nagrał moje nieudolne próby. Wyglądają one tak:


Dane na dziś:
Długość basenu
Czas: 32s
Ilość machnięć łapką: 31

Śmiech na sali, wiem. Ale lepsze to niż nic. Za rok będę śmigać jak śledzik. Nie, śledzik jakiś mało elegancki jest. Jak.... jaka rybka jest elegancka, bo nic mi nie przychodzi do głowy? 

*) Complete Thriatlon Book by Matt Fitzgerald, 2003

sobota, 22 czerwca 2013

To słowo na T

Chyba już pora. W życiu biegacza zdarzają się takie momenty, gdy podobne myśli na chwile goszczą w jego umyśle. I zależy tylko od niego czy odgoni je machnięciem ręki, czy tez pójdzie za ciosem. Zaczyna się niewinnie: spróbować poprawić wynik na tym samym dystansie a może spróbować dłuższego? Dam rade? Apetyt rośnie w miarę jedzenia. 5k zmienia się w 10 a te w półmaratonu.  Pól maratonu nagle prowadzi do pełnych 42,195m. A dalej? Ultramaraton wydaje się czasem zbyt odległy i niedostępny. Ale jakby tak... Nie, potrząsam z niedowierzaniem głową nad absurdalnością podobnej myśli. Po chwili łapię się na dyskusji samej ze sobą

- Ale dlaczego nie?
- No coś ty. Przecież to nierealne
- Biegać umiesz? - Próbuję przekonać samą siebie.
- No niby.
- Na rowerze jeździć umiesz?

Przed oczami przewijają mi się obrazki z jaskółczych lotów nad kierownica, gdy zapominałam że mam nowe klocki hamulcowe oraz że hamulce są ustawione odwrotnie niż w typowym polskim rowerze. Niepewnie kiwam głową, wiedząc gdzie to wszystko zmierza.

- No widzisz. Pływać tez przecież ... Tu nawet moje pewne siebie Ja musi się roześmiać. Utrzymywanie się na wodzie i ślimacze posuwanie do przodu jakbym pływała w smole trudno zaliczyć do umiejętności pływania.
- Ale to się świetnie składa, nie widzisz tego? - Ja nie daje za wygraną
- No jakoś nie
- Przecież to daje ci okazję do zrobienia czegoś nowego. Jest coś czego nie umiesz i masz szanse się tego nauczyć. Pamiętasz to uczucie po przekroczeniu mety maratonu w Paryżu?

Zamykam oczy i czuję TO na nowo. Ulgę ze nareszcie koniec, żal ze to już koniec, ciężar medalu zawieszonego na szyi, dumę, ze jednak się udało i płacz wstrząsający całym ciałem gdy zszokowany organizm nie wiedział jak poradzić sobie z faktem, ze już nie wymaga się od niego nic. 
- Hmmm może ty masz rację
Uśmiecham się pod nosem do siebie. Chyba dojrzałam do tego, by w moim słowniku pojawiło się nowe słowo:

Triatlon lub jak wolą niektórzy - Triathlon

Od razu robię sobie mentalną listę rzeczy do nauczenia:
  1. Zmieniać dentkę
  2. Opanować strach przed rozwinięciem prędkości większej niż komfortowe 17km/h na rowerze
  3. Nauczyć się pływać porządnym kraulem z głowa POD woda (w odróżnieniu od krajoznawczej żabki, którą uprawiałam do tej pory
  4. ...
Zacieram ręce z zadowoleniem. Mieszkam w pięknej okolicy, która aż się prosi o wykorzystanie do treningów. Biegać mogę z Tygrysem w wózku. Dziecięcie dostało od chrzestnego na Dzień Dziecka przyczepkę do roweru, więc mogę jeździć z nim. Oczywiście odpada rozwijanie porządnych prędkości, ale można to na pewno jakoś wykorzystać. Tuż obok Jeziorka Międzyrzeckie, a wiec możliwość nieograniczonego pływania w otwartej wodzie. Z przepastnej biblioteki ipadowej wyciągam książkę o triatlonie Matta Fitzgeralda. Trzeba kuc żelazo póki gorące.

Poegzaminowy umysł nie mający zbyt dużo do roboty to zdecydowanie niebezpieczna rzecz