Tak w tej chwili mierze odleglości. Kiedys bylo w milach, kilometrach, przystankach metra, okrążeniach parku. a teraz?
- Dokad zabiegłaś?
- do GieeSa i spowrotem (dla niewtajemniczonych GieeS (GS) to taki sklep z bułką, widłem i powidłem stojacy zazwyczaj w punkcie strategicznym kazdej wsi, i z nieodzowną podstarzałą młodzieża poszukujacą zagubionego wczorajszego dnia na dnie kartonow z winem marki 'wino' ławeczce przed tymze sklepikiem.
Aby zminimalizowac kontakt z powyzszymi panami biegam w nocy, gdy Tygrysek juz smacznie śpi. A raczej biegałam bo chwilowo wmawiam sobie ze nie mam czasu. Na usprawiedliwienie mam tylko to ze poczatkowo faktycznie czasu nie bylo bo:
a) Tatus Tygryska dociera do domu dosc pozno w zwiazku z Remontem Pięterka
b) Babcia Tygryska była w 3 tygodniowej delegacji u siostry ciotecznej Tygryska
a zatem nie bylo komu popilnowac nowego obywatela podczas mojej nieobecnosci
c) Tygrys osobiscie wyczuwal chyba że mamuska sie wymyka i zaczynał cwiczenia do arii operowych z chwila przekroczenia przeze mnie progu.
Wiec nie biegam, przyznaje bez bicia. Poza tym czekam na ladniejsza pogode, bo jakos tak chlodno (nie przeszkadzal mi mrozek gryzacy w uda a lekki wiaterek juz tak?)
Z rzeczy organizayjnych: jestesmy. Wrocilismy do tego kraju mlekiem i miodem plynącego 2 i pol miesiaca temu. Przeprowadzka rzecz straszna, oby nigdy wiecej (nigdy nie mow nigdy). Śnieg, jakze nieczęste zjawisko na Wyspach postanowił spaśc akurat tej nocy, gdy my wyjezdzalismy. Z drzacym sercem odswiezalam strone lotniska a z kazdym odswiezeniem kolejny lot byl odwolywany z powodu sniegu. Ostateczne pakowanie zakonczylismy o 2 nad ranem, gdzie z domu wyszlismy o 3.30. Tygrysek wspolpracowac nie chcial i budzil sie co chwila (nmie dziwie mu sie), ale za to pozniej okazal sie Idealnym Dzieckiem Podrozniczym.
Probowal ktos ciagnac 30 kilowa walizke na malutkich koleczkach po 20 cm wartwie swiezo napadanego puszystego sniegu z niemowlaczkiem w chuscie (plus 2 kocyki, i 2 wielkie szale w ktore byl opatulony) i 10 kilowa torba na ramieniu? Nie polecam.
Snieg w Londynie, jak wiadomo blokuje wszystko co sie zablokowac da, i wine za absolutnie wszystko mozna pozniej zwalic na opady puchu. I tak 3 autobusy nocne nie dojechaly, kolejny sie spoznil, przez co my spoznilismy sie o 4 minuty na autobus łączący Londyn z lotniskiem. Te autobusy w teorii jezdza co 15 minut i dlatego na kolejny czekalismy 1,5 godziny. Niemowle spało. Na lotnisko wpadlismy na kilka chwil przed zamknieciem odprawy (dobrze ze wyszlismy z domu z duuuuuuuuuzym zapasem czasu). Potem bieg przez lotnisko, rozbieranie sie do rosolu i expresowe ubieranie przy rentgenie (z niemowlakiem w reku), sprintem do bramki (ktora jak nigdy znajdowala sie na samym koncu korytarzy (z niemowlakiem w objeciach) po to tylko by czekac tam ponad godzine bo jednak samolot bedzie opozniony. Ramie mi odpadalo pod ciezarem Tygrysa, ktory jakims cudem przybral na wadze do przynajmniej 20 kilo, pot oblewal od tych wszystkich szali i kocow, ktore trzeba bylo zdjac z niego aby sie nie przegrzal i nalozyc na siebie. Niemowle spalo. Obudzil sie dopiero przy starcie samolotu. Zazadal mleka, skontrolowal sytuacje wokol i usatysfakcjonowany wynikiem poszedl spac.
Powoli wgryzamy sie w polska rzeczywistosc, co łatwe nie jest. Ale musze przyznac ze dobrze jest miec te dodatkowa pare rak do pomocy przy Tygrysie, ktory jak sama nazwa wskazuje brykac lubi i to bardzo. Zwlaszcza bladym switem. Zanosi sie go wtedy babci, ktora i tak juz nie spi (a poranny Tygrys jest pelen czaru nie-do-odparcia, caly cieplutki i mieciutki) a samej wraca pod cieplutka kolderke.
Z tysiaca paczek, kartonow i pudel wylowilam juz stroj do biegania i butki, wiec chyba trzeba bedzie sie zmobilizowac i ruszyc. Zaczynam powolutku, rok bez biegania swoje zrobil, plus ciaza rozluznila wszelkie stawy, wiec trzeba ostroznie. Chwilowo pozwalam sobie na 30 minut powtorzen: 3min truchtu 2 min marszu. Jak dziecię pozwoli to jutro wybiore sie do lasu
Aby zminimalizowac kontakt z powyzszymi panami biegam w nocy, gdy Tygrysek juz smacznie śpi. A raczej biegałam bo chwilowo wmawiam sobie ze nie mam czasu. Na usprawiedliwienie mam tylko to ze poczatkowo faktycznie czasu nie bylo bo:
a) Tatus Tygryska dociera do domu dosc pozno w zwiazku z Remontem Pięterka
b) Babcia Tygryska była w 3 tygodniowej delegacji u siostry ciotecznej Tygryska
a zatem nie bylo komu popilnowac nowego obywatela podczas mojej nieobecnosci
c) Tygrys osobiscie wyczuwal chyba że mamuska sie wymyka i zaczynał cwiczenia do arii operowych z chwila przekroczenia przeze mnie progu.
Wiec nie biegam, przyznaje bez bicia. Poza tym czekam na ladniejsza pogode, bo jakos tak chlodno (nie przeszkadzal mi mrozek gryzacy w uda a lekki wiaterek juz tak?)
Z rzeczy organizayjnych: jestesmy. Wrocilismy do tego kraju mlekiem i miodem plynącego 2 i pol miesiaca temu. Przeprowadzka rzecz straszna, oby nigdy wiecej (nigdy nie mow nigdy). Śnieg, jakze nieczęste zjawisko na Wyspach postanowił spaśc akurat tej nocy, gdy my wyjezdzalismy. Z drzacym sercem odswiezalam strone lotniska a z kazdym odswiezeniem kolejny lot byl odwolywany z powodu sniegu. Ostateczne pakowanie zakonczylismy o 2 nad ranem, gdzie z domu wyszlismy o 3.30. Tygrysek wspolpracowac nie chcial i budzil sie co chwila (nmie dziwie mu sie), ale za to pozniej okazal sie Idealnym Dzieckiem Podrozniczym.
Probowal ktos ciagnac 30 kilowa walizke na malutkich koleczkach po 20 cm wartwie swiezo napadanego puszystego sniegu z niemowlaczkiem w chuscie (plus 2 kocyki, i 2 wielkie szale w ktore byl opatulony) i 10 kilowa torba na ramieniu? Nie polecam.
Snieg w Londynie, jak wiadomo blokuje wszystko co sie zablokowac da, i wine za absolutnie wszystko mozna pozniej zwalic na opady puchu. I tak 3 autobusy nocne nie dojechaly, kolejny sie spoznil, przez co my spoznilismy sie o 4 minuty na autobus łączący Londyn z lotniskiem. Te autobusy w teorii jezdza co 15 minut i dlatego na kolejny czekalismy 1,5 godziny. Niemowle spało. Na lotnisko wpadlismy na kilka chwil przed zamknieciem odprawy (dobrze ze wyszlismy z domu z duuuuuuuuuzym zapasem czasu). Potem bieg przez lotnisko, rozbieranie sie do rosolu i expresowe ubieranie przy rentgenie (z niemowlakiem w reku), sprintem do bramki (ktora jak nigdy znajdowala sie na samym koncu korytarzy (z niemowlakiem w objeciach) po to tylko by czekac tam ponad godzine bo jednak samolot bedzie opozniony. Ramie mi odpadalo pod ciezarem Tygrysa, ktory jakims cudem przybral na wadze do przynajmniej 20 kilo, pot oblewal od tych wszystkich szali i kocow, ktore trzeba bylo zdjac z niego aby sie nie przegrzal i nalozyc na siebie. Niemowle spalo. Obudzil sie dopiero przy starcie samolotu. Zazadal mleka, skontrolowal sytuacje wokol i usatysfakcjonowany wynikiem poszedl spac.
Powoli wgryzamy sie w polska rzeczywistosc, co łatwe nie jest. Ale musze przyznac ze dobrze jest miec te dodatkowa pare rak do pomocy przy Tygrysie, ktory jak sama nazwa wskazuje brykac lubi i to bardzo. Zwlaszcza bladym switem. Zanosi sie go wtedy babci, ktora i tak juz nie spi (a poranny Tygrys jest pelen czaru nie-do-odparcia, caly cieplutki i mieciutki) a samej wraca pod cieplutka kolderke.
Z tysiaca paczek, kartonow i pudel wylowilam juz stroj do biegania i butki, wiec chyba trzeba bedzie sie zmobilizowac i ruszyc. Zaczynam powolutku, rok bez biegania swoje zrobil, plus ciaza rozluznila wszelkie stawy, wiec trzeba ostroznie. Chwilowo pozwalam sobie na 30 minut powtorzen: 3min truchtu 2 min marszu. Jak dziecię pozwoli to jutro wybiore sie do lasu
Oj, znam uroki organizacji treningów przy Małym Człowieku ;-) Relacja z podróży, jak thriller! Dobrze, że już jesteście na miejscu i wszystko powoli się normuje. Powodzenia z bieganiem! Mocno, mocno trzymam kciuki :)
OdpowiedzUsuń