niedziela, 19 grudnia 2010

śWirus

Przyszla kryska na Matyska. Dopadl mnie Zlosliwy śWirus krazacy od jakiegos czasu przepastnymi rurkami klimatyzacji w pracy. Albo zlapalam go od szefowej, ktora chichala i prychala we wtorek. śWirus pojawil sie z nienacka i powalil mnie niespodziewanym ciosem w potylice w czwartek. Sparalizowal miesnie, zatkal nos i pozbawil przytomnosci. 

W piatek przyczail sie spryciarz ludzac mnie nadzieja ze najgorsze juz za mna po to by uderzyc ze zdwojona sila wczoraj po poludniu. 

Dodatkowo zasypalo nas wczoraj z lekka (rzeklabym tradycyjnie, bo dokladnie rok temu obgryzalam palce po lokcie probujac sila umyslu zmusic stojacy w szczerym polu pociag do szybszego tempa w drodze na lotnisko).


Tak wiec leze sobie i choruje. W welnianej czapie, zakopana po uszy pod kolderka pocieszam sie ogromnymi ilosciami herbatki eukaliptusowej z miodem i cytryna, swietami z Grizwoldami (brytyjski odpowiednik swiat z Kevinem) i gra w chinczyka.
śWirus przyszedl w ogole w wersji samorozpakowujacej i codziennie odblokowauje sie nowa funkcja. Dzis na przyklad doszedl gruzliczy kaszelek. Rozwazam lykniecie z lekka (2009) przeterminowanego syropku.  A moze poprzestane na ciocinej nalewce z wisienek?

1 komentarz: