Ach cóż za piękny dzień. Ranek spędziliśmy z Tygrysem na mega długim spacerze. Gdy Potomek padł snem sprawiedliwie umęczonego ja poszłam sobie pobiegać na bieżni. W końcu dorobiliśmy się elektronicznej niani, która daje mi więcej wolności podczas drzemek Tygrysa. Pobiegałam sobie 5km w takim tempiku 7'11". Cudnie. A potem było już tylko lepiej. Po powrocie z pracy M zabrał Tygrysa do Pradziadków a ja popedałowałam na basen. No nie tak od razu. Najpierw trzeba było znaleźć zapięcie do roweru. Znalazłam 2 z posiadanych trzech, gdzie kluczyk miałam tylko do tego trzeciego. Czas uciekał, nerw rósł a kluczyków czy brakującego zapięcia ni widu ni słychu. Nie były nam potrzebne od przeprowadzki, więc musiały być w jeszcze nie rozpakowanych resztach pudeł. W końcu udało mi się natrafić na jeden z kluczyków. Ruszyłam z kopyta zapominając nawet o rękawiczkach i okularach (a trasa prowadziła przez las pełen chmar meszek). Zrobiłam 11,7km w 30 minut co daje mi prędkość średnio 23,4km/h. Szaleństwo.
Na gumowych nogach doszłam do recepcji (trzeba będzie wcześnie zacząć ćwiczenie zakładek). Niestety nie udało mi się dotrzeć na czas (sesja liczy się od pełnej godziny), ale gorące pozdrowienia dla pani z recepcji, która zezwoliła mi na wydłużenie sesji.
Pierwsze 20 minut poświęciłam całkowicie na ćwiczenie "Ślizgu Supermana". Co za uczucie. Chyba napędziłam stracha ratownikowi (ten sam od dłubania w nosie), bo gdy tak sobie dryfowałam to zerwał się z krzesełka i sięgał po tę tyczkę do wyciągania topielców. Pomogło mi to (ślizg, nie akcja ratownika) wyczuć odpowiednie ułożenie ciała i naprawdę robi różnicę. Ale nogi ani razu nie opadły mi na dno, wcześniej kończył mi się zapas powietrza. Przez kolejne 30 minut zaczynałam ślizgiem i dodawałam kilka machnięć łapkami. Tyle ile wyjdzie na jednym oddechu. Potem stawałam i zaczynałam od nowa. Kompletnie nie potrafię oddychać. Wiem, że robię coś źle, bo całe zmęczenie (potworne) bierze się właśnie z oddychania. To nic, dojdę i do tego.
Przez te 30 minut przepłynęłam 20 długości basenu. No i najważniejsze, na sam koniec zmierzyłam sobie czas i tadam:
Długość basenu:
Ostatnim razem Dziś
Czas: 32s 36s
Machnięcia: 31 21 (Fanfary)
Potem była prawie zakładka, nie licząc kilku minut na przebranie i odpięcie roweru i znowu 11,7km ale tym razem o 1min dłużej.
Więc tak. Gdybym się zdecydowała na dystans sprinterski to z takimi tempami zrobiłabym go w:
pływanie 45min
rower 51 min
bieg 40 min
całość 2h16 plus coś na T1/T2
Jest duuużo miejsca na poprawę. tylko cały czas się waham czy sprint czy olimpijski. nie ma co się porywać z motyką na słońce, ale ...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz