poniedziałek, 22 lipca 2013

Ten w którym Tygrys współpracuje pomimo NBS-a a ja uczę się oddychać

Rano obejrzałam trzecią lekcję z DVD Total Immersion, tę o oddychaniu. Po ostatnim pobycie na basenie, gdy próbowałam odnaleźć tę "najmniejszą dziurę w wodzie i się przez nią przeciskać" myślałam, że wyzionę ducha. Nie umiem oddychać pływając z zanurzoną głową. Na ratunek przyszedł pan Terry i 17 minut instrukcji. Już nie mogłam się doczekać, kiedy je wypróbuję. Niestety w ciągu dnia nie wyszło, więc miałam nadzieję na wieczorne pływanie. Basen do 21,00 czyli muszę być przed 20 a to oznacza, że z domu muszę wyruszyć max o 19.30. A to znowu oznacza śpiące dziecko do 19.29. Biorąc pod uwagę fakt, że przez ostatnie dni Tygrys zasypiał w okolicach 21 nie wróżyło dobrze. Normalnie Junior zasypia o wiele wcześniej, ale uczy się zasypiać bez mojej obecności w pokoiku, no i się schodzi. Bo wygląda to tak:
- Dobranoc synku. 
- papa tam (znaczy się Dobranoc Mamusiu a teraz idź już sobie bym mógł zacząć prawdziwe harce)
Posłusznie wychodzę z pokoju. 3,2,1... tuptuptup Tygrys wygląda zza drzwi
-Uaaaaaa!!!!!

Ta opcja nie wchodziła w grę, więc wróciłam do wersji awaryjnej. 
- Śpij Tygrysku 
- Uauaua, nenenenene (łup łup, kop kop) Wstaje, wygląda przez okno próbując złapać którąś z książeczek stojących na parapecie. (czytaj: Nie, Nie Będę Spał, w skrócie NBS)
- aaaaa mały Tygrys słodko śpi aaaaaa (w głowie robię listę rzeczy, które muszę zabrać i określam ich położenie)
- NBS
...
19.23
- Tygrysku cichutko już, śpimy
- NBS

19.25
Czekaj Tygrysie, ja Ci jeszcze pokażę. Tygrys jest wielbicielem smarowideł wszelakich i masaży. 
- Oh Tygrysku zobacz chyba komar Cię ugryzł, daj Mamusia żelem posmaruje. - Rozpoczynam mizianie kołowe skroni. Dziecię nieruchomieje.

19.31 Tygrys, dziecię idealne, śpi

Łapię wszystkie potrzebne rzeczy, elektroniczną nianię przekazuję Tesciufce i pędzę. Na ścieżce rowerowej w miasteczku prawie rozjeżdżam panią, która jedzie slalomem, bo przecież musi rozmawiać przez komórkę z koleżanką o manikiurze właśnie jadąc rowerem. Zdyszana wpadam na basen 20,10. Nie jest źle. 

Spisałam sobie na karteczce wszystkie zadania i wykonywałam je kolejno przeznaczając dwie długości basenu na każdą. Będę musiała poświecić zagadnieniu więcej czasu, dziś tylko prześliznęłam się po temacie, ale jaka różnica. Jeszcze Wam nie pokażę efektów, ale Panowie (i Panie), jakim ja pięknym kraulem pływam. Zakrytym, główka pod wodą, sunę z gracją, długie ruchy rąk, żadnego chlapania, nawet się nie zasapałam. W porównaniu z ostatnim treningiem poziom zmęczenia zmniejszył się o dobre 30%. A zostało mi jeszcze 7 lekcji. Pod koniec będę normalnie jak taki okoń, albo karaś jaki.
Będę musiała nauczyć się oddychania bez zatyczki do nosa, bo widzę (czuję), że wydychanie powietrza ustami mi przeszkadza i nie oddycham tak efektywnie jak powinnam. Na szczęście jest DVD "O2 in H2O" poświęcone całkowicie zagadnieniu oddychania, więc będę ćwiczyć. O tyle łatwiej, że pierwsze ćwiczenia są robione w misce z wodą. 

Droga powrotna wypadła niestety w lekkich ciemnościach. Padła mi przednia lampka. Na szczęście była cudnej urody pełnia. Na nieszczęście droga w większości prowadziła przez las, więc z niej nie skorzystałam. Ale za to o ile przyjemniej było jechać. Zdecydowanie boję się lasu po ciemku. Jeszcze mgła podstępnie wypełzała z niego na drogę.



Po powrocie do domu byłam tak naładowana energią, że najchętniej poszłabym pobiegać. Zwłaszcza w tak pięknych okolicznościach przyrody. Niestety czekało na mnie 30 słoików z musem i sokiem z czarnej porzeczki do pasteryzacji. 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz