poniedziałek, 18 czerwca 2012

O jeżu!

Maniek wpadł z wizytą  w sobotę. Pewnie szukał mamy, którą niestety spotkał straszny los. Dostał spodek mleka i tyle go widzieliśmy. Fama o dokarmianiu najwidoczniej rozniosła się szybko bo w niedzielę Maniuś przyprowadził rodzeństwo. Całą czwórkę. Lubią kozie mleko i żarcie dla kota. Niestety Tofik, to bydlę myślał, że to nowa zabawka dla niego więc maleństwa zostały zesłane na wieś do moich rodziców. (Tata był bardzo przejęty nową rolą). Pod wieczór przypałętał się kolejny nieborak, kręcił się w kółko szukając braci (albo sióstr). Szkoda mi się go zrobiło, więc zorganizowałam szybko akcję ratunkową. Zaopatrzyłam się w specjalistyczny pojemnik do przewożenia jeży (czytaj: wiaderko po serze wyścielone trawą), wskoczyłam na rower i powiozłam maluszka. Strasznie ciekawskie stworzonko, chyba próbował zapamiętać drogę powrotną bo jechał z pyszczkiem wystawionym z wiaderka. 
Został przywitany radosnym piskiem rodzinki i jeżyki odbyły triumfalny przemarsz gęsiego za zgubą. A ja dzięki niemu zrobiłam sobie mały trening 10k na rowerku.


1 komentarz: