sobota, 23 czerwca 2012

Wake up! The road is calling

Dziś będzie przebieżka w obrazkach









W lewo czy prawo? Odpowiedź mogła byc tylko jedna










Pasażerka na gapę





poniedziałek, 18 czerwca 2012

O jeżu!

Maniek wpadł z wizytą  w sobotę. Pewnie szukał mamy, którą niestety spotkał straszny los. Dostał spodek mleka i tyle go widzieliśmy. Fama o dokarmianiu najwidoczniej rozniosła się szybko bo w niedzielę Maniuś przyprowadził rodzeństwo. Całą czwórkę. Lubią kozie mleko i żarcie dla kota. Niestety Tofik, to bydlę myślał, że to nowa zabawka dla niego więc maleństwa zostały zesłane na wieś do moich rodziców. (Tata był bardzo przejęty nową rolą). Pod wieczór przypałętał się kolejny nieborak, kręcił się w kółko szukając braci (albo sióstr). Szkoda mi się go zrobiło, więc zorganizowałam szybko akcję ratunkową. Zaopatrzyłam się w specjalistyczny pojemnik do przewożenia jeży (czytaj: wiaderko po serze wyścielone trawą), wskoczyłam na rower i powiozłam maluszka. Strasznie ciekawskie stworzonko, chyba próbował zapamiętać drogę powrotną bo jechał z pyszczkiem wystawionym z wiaderka. 
Został przywitany radosnym piskiem rodzinki i jeżyki odbyły triumfalny przemarsz gęsiego za zgubą. A ja dzięki niemu zrobiłam sobie mały trening 10k na rowerku.


piątek, 15 czerwca 2012

Dyszka

Niechcący zaliczyłam wczoraj 10km. A wszystko przez to, że zachciało mi się postudiować na stare lata. Numer dyplomu z poprzednich studiów był potrzebny więc musiałam udać się do rodzicieli. A że mieszkają bliziutko to zapakowałam Tygrysa do joggera i wiuuuuu. Dobry dystansik (5k) i na pewno będzie często uczęszczany (na herbatkę do Mamusi :) ) więc będę mieć okazję do poobserwowania jak mi kondycja rośnie. Tymczasem 39min. Czas ogółem marniutki, ale biorąc pod uwage okoliczności (plus przedburzowy żar z nieba, plus 7,5kg śpiącego Szczęścia i po kilogramie czereśni i niepalonej kaszy gryczanej w drodze powrotnej) to lepszy taki jak żaden. 

wtorek, 12 czerwca 2012

Baby Jogger

W końcu. Wyciągnęłam joggera, zapakowałam Tygrysa i ruszyliśmy pobiegać. Młodemu wyraźnie się podobało bo zasnął po 100m. Zrobiłam próbne 5km kółko (uff jak gorąco), delikatnym 6'25 (nie przesilać kolanek).
Wózek prowadzi się bardzo dobrze, leciutko, nie ucieka na boki, ma szelkę doczepianą do nadgarstka (na wypadek gdyby Junior postanowił samowolkę uprawiać), latwo popychać go tylko jedną ręką. Oparcie mogłoby opuszczać się niżej.

W mojej nowej miejscowości bieganie jest czynnością dość niecodzienną (na razie mamy grupkę pań które sobie niedzielnie nordickwalkinguja), tym bardziej bieganie z wózkiem. Spojrzenia jakimi mnie dziś obrzucano były bezcenne. 


poniedziałek, 4 czerwca 2012

Brykam sobie

Wciągnął mnie wir przeprowadzki i rozpakowywania pudeł. Od dwóch tygodni "na swoim". Tygrys ma już swój własny pokój, a ja garderobę. Czyż może być coś piękniejszego dla kobiety? Przy okazji wypakowywania ubrań uświadomiłam sobie ile mam biegowych ciuchów i zrobiło mi się wstyd. Po co mi one skoro ostatnio bieganie leży? Na usprawiedliwienie mam tylko nie dający się ból kolan. Ale kiedyś nie potrzebowałam usprawiedliwień. Po prostu wciagałam buty i wychodziłam biegać. Gdy brakowało czasu biegałam do/z pracy, a teraz? 
Następnego wieczora, gdy Tygrys posapywał grzecznie w swoim łóżeczku, wyciagnęłam buty i poszłam biegać. Okazało się, że z kolanami nie jest tak źle, w zasadzie podczas biegania nie bolą. Dopiero jak przyspieszyłam sobie na końcówce ostry ból przeszył mi lewe kolanko tak, że ugięcie nogi gdy opierałam na niej cały ciężar ciała bylo prawie niemożliwe. Posmarowałam kolana arcalenem i ten ból przeszedl następnego ranka. Poprzedni niestety pozostał. Kolana chrupią przy wchodzeniu na schody i bolą przy schodzeniu. Trzeba sie  będzie chyba wybrać do jakiegoś magika od stawów. 

Nie mniej jednak truchtam sobie co dwa dni powoli zwiekszając dystans. Mieszkam tu teraz w takiej ładnej okolicy, z możliwością wykonywania kilku fajnych pętelek po polnych drogach, więc nie muszę obciążać dodatkowo stawów klepiąc po chodniku czy asfalcie. W piątek trafiła mi się też śliczna tęcza a potem zaskoczyła mnie sarna. Przydybała mnie na małej dróżce wychodząc z pola pszenicy i nic sobie nie robiąc z mojej obecności. Stanęłam jak wryta a ta ciekawska podeszła na odległość kilku centymetrów i wlepiała we mnie wielkie sarnie oczka. No Bambi jak nic. Nie wiem co robiłaby dalej bo akurat trafiło się jakieś autko i ją wystraszyło.