poniedziałek, 21 czerwca 2010

Alicja w krainie czarów

Wystawy przedmaratonowe przypominaja troche kraine czarow. Pelne sa cudow i niesamowitosci, ktore nie zawsze do konca rozumiemy. Sprzedawcy zachwalaja swoje produkty, twierdzac, ze sa naj -lepsze/ciekawsze/bardziej zaawansowane technologicznie i obiecuja prawie niemozliwe. Mozna podotykac, zalozyc, wyprobowac, skosztowac i wszystko za darmo. A  oprocz tego wszystko przynajmniej 10% taniej.
Majac tegoroczne przedlondynskie Expo tuz kolo domu nie moglam sie oprzec by na nie nie zajrzec. Na wejsciu witaly rzedy rejestracyjne dla tych nielicznych szczesliwcow, ktorym udalo sie dostac. Jezeli wczesniej nie czulam jakiegos szczegolnego rozzalenia z powodu odrzucenia tak tu dopadlo mnie ono z podwojna sila a czerwien wreczanej siatki klula zazdrosnie (tak sie pewnie czul statystyczny Polak na widok siatki z Pewexu w zamierzchlych czasach octu i pietruszki).
Duza czesc przestronnej sali zajmowalo stoisko adidasa (glowny sponsor) oczywiscie, prezentujacego najnowsza kolekcje. Skorzystalam z uprzejmosci jednego z doradcow i zanalizowalam sobie stopki. Pan nie byl nawet zbyt nachalny i wypuscil mnie bez namawiania do zakupu. 
Zajrzalam do Nike, Karimora, zaopatrzylam sie w zelki na stoisku Lucozady, tesknym wrokiem ogarnelam Garmina i pomacalam Gore. Na dluzej zatrzymalam sie w Asicsie. Mam dziwny sentyment do tej firmy. Moja pierwsza biegowa para z prawdziwego zdarzenia. Chcialam zajrzec do nich podczas wystawy w Paryzu, ale M ciagnal mnie na slonce (zwlaszcza jak zobaczyl kolejke). Stoisko Asicsa obslugiwalo kilku Ekspertow (obecnie, w kazdy piatek  prowadza klinike biegowa na stronie runner's world). Zapobiegawczo wzielam ze soba stara pare aby pokazac jak i gdzie sa zuzyte. Pan Ekspert zlapal sie za glowe widzac ich stan (2000km) i sfilmowal moje stopki by pokazac co sie z nimi dzieje. Faktycznie, zero wsparcia, lewa stopa ucieka w bok (efekt peknietego piszczela 15 lat temu). Co dziwne Pan Ekspert stwierdzil ze ktos sie mocno pomylil doradzajac mi moje Nimbusy (nigdy nie mialam nic wygodniejszego). Przyniosl mi pare GT 2150. Rozowych...

Pomijajac kolor czulam sie w nich dziwnie. Sa o wiele wezsze niz Nimbusy, wiec obejmowaly stope dosc scisle. Biegajac w nich czulam sie jakbym plynela. Byly tak wysokie i miekkie. Za miekkie? Juz zapomnialam jak biega sie w nowych butkach. Pan zaproponowal ciekawa znizke, dorzucil spodenki i koszulke i troche voucherow na przyszle zakupy o dalam sie skusic. Musze pocwiczyc asertywnosc bo to nie byla najlepsza decyzja. Od tego czasu biegalam w nich 2 razy i kazdy konczyl sie kustykaniem w drodze powrotnej. Podeszwa prawego buta jest za sztywna. Po 5 minutach bol stopy jest tak silny ze ledwie ide. Czuje sie jakbym biegla w parze Undergroundow a nie butach sportowych. Nie wiem czy mam je jakos rozlamac czy po prostu wymienic na inny model.

Ku wielkiemu zaskoczeniu na samym koncu sali znalazlam rowniez stoisko z Vibramkami. Nareszcie moglam podotykac, przymierzyc, podeptac po kamykach, zwirze, zuzlu, korze trawie (wszystko w obrebie tegoz stoiska). Panowie byli hiperuprzejmi i zartowalismy sobie dobre pol godziny. W tym czasie przymierzylam kilkanascie roznych modeli i zrobilam pare rundek wokol. Niestety master kolorystyk stwierdzil ze czerwony (jedyny i sluszny kolor) nie jest kobiecy. Kobiety to powinnym w lila roz, fioltach i blekitach chodzic. Meska wersja nie schodzi ponizej rozmiaru 40. Cale szczescie model Sprint, bo na ten sie zdecydowalam, ma swietna regulacje zapietka. I tak stalam sie szczesliwa posiadaczka malpiatek (dzieki uprzejmosci jednego z panow i porzadnego upustu cenowego).


Sa bardzo wygodne. Troche jak chodzenie w skarpetce z grubsza podeszwa. Jest na tyle gruba, ze nie straszne mi kawalki szkla, ale odpowiednio cienka i daje poczucie chodzenia na boso. Zdawaloby sie Londyn - miasto ktore widzialo wszystko, a chyba nie jest jeszcze gotowe a VFF. Przechodnie patrza zdziwieni na moje stopy, gdy idziemy do pubu koledzy z pracy stawiaja torbe przed moimi stopami by nie wzbudzac zainteresowania. 2 tygodnie temu bylam w Polsce i buty spotkaly sie z dosc sporym zainteresowanie na lotnisku. Wspolpasazerowie wytykali mnie palcami, zatrzymywali by zapytac "co to jest???" a nawet spytac gdzie mozna je dostac. Butki zdaly egzamin na rowerze, podczas lekkiej przebiezki, a nawet jako ratunek dla stop po wysokoobcasowej imprezie (zapobiegawczo wrzucilam je do torebki). Przez pierwszy miesiac staralam sie w nich chodzic jak najwiecej aby przyzwyczaic stope i sciegna do nowego sposobu.

3 komentarze:

  1. Zazdroszczę, przyjąłbym takie... no właśnie, malpiątka? ;D

    OdpowiedzUsuń
  2. Wooow! Masz je! Wciąż nie jestem przekonana, czy chciałabym w taki biegać - przede wszystkim dlatego, że bardzo nie lubię zwracać na siebie uwagi... ale z niecierpliwością czekam na recenzję z biegania w "nogawiczkach" :)

    OdpowiedzUsuń
  3. te sznurowane (w nowym poscie o nich pisze) wygladaja prawie normalnie i nie zwracaja na siebie uwagi.

    OdpowiedzUsuń