sobota, 18 lipca 2009


Smutno mi. Straszliwie. Po głowie w kółko kołacze sie wczorajsza wiadomość od mamy:
"Dziadzio kazał ci powiedzieć że cię kocha. Spytałam czy zaczeka jeszcze troche, odparł że nie, juz nie. Dziadzio zmarł o 4 nad ranem"

Nie umiem znaleźć sobie miejsca. W pracy jakoś sie trzymałam, wszyscy chodzili koło mnie jak koło jajka bo w każdej chwili oczy napełniały mi się łzami. A dziś jestem sama. TaZ wybył do pracy więc tylko ja i moje wspomnienia i myśl że nawet mnie nie ma obok by towarzyszyć mu w tej ostatniej drodze.
Będzie mi go bardzo brakować. To on dał pierwszy młotek i pozwalał marnować gwoździe na zbijanie krzywych skrzynek na jabłka, które potem musiał poprawiać. On zabierał do lasu i pokazywał muchomora, przynosił "kanapki od zajączka" i moje ukochane surojadki. On łatał dziurawe garnki i kleił przebitą dętke. Robił ciepłe skarpety na drutach i pozwalał wygrywać w durnia. On siedział cierpliwie na siedzeniu pasażera, gdy ja bezlitośnie katowałamm sprzęgło w jego "maluchu" ucząc sięprowadzić. Był mmodelowym Dziadziem, ciepłym, wesołym.
A miałam zadzwonić do niego w czwartek, porozmawiać choć chwile, bo trudno mu było mówić, usłyszeć jego głos. Ale jak zwykle zabiegałam się, zasnęłam za wcześnie. Ten niewykonany telefon zostanie już we mnie na zawsze.

Poszłam pobiegać. By zająć czymś myśli i zmęczyć ciało. Od tygodni narzekałam na deszczową pogodę więc dziś zaświeciło piękne słoneczko. I też było źle. Za gorąco, do tego wiatr, który prawie mnie cofał. Z 2h przebieżki wyszło 50minut wokół doku, plus troche schodów. Trudno sie wbić ponownie w rytm treningów. Ciągle brak czasu, i miliony wymówek. Muszę przeorganizować wieczory aby znaleźć tę godzinkę. Z dobrych rzeczy pozostaje przynajmniej droga do pracy. Codziennie 22km na rowerku z 2 zabójczymi górkami robią swoje i przynajmniej czworogłowe mi pracują. Przydadza się do podbiegów.

środa, 15 lipca 2009


Back on track

Bieżnia skręcona, plan wisi na ścianie, buty przygotowane, motywacja sięga niebu- zaczynam moje przygotowania do maratonu. Zaczęłam od 6 tygodnia. Troche się obawiam opuszczonych 5 tygodni, ale myslę, że jeżeli utrzymam resztę treningu w ryzach to będzie dobrze.
Plan na wczoraj:
1M truchtu na rozgrzewke, 8x 400m szybko z 200m truchtem, 1M truchtu na koniec.

Nowa mp3 dotarła wczoraj więc już nie miałam żadnej wymówki aby wykręcić się od biegania. Początek zapowiadał się obiecująco. Nie męczyłam sie za bardzo, pierwsze 2 szybkie odcinki były prawie przyjemne. Przy trzecim coś zaczeło mi świtać. Przy czwartym padałam. Minęło juz ponad 50 minut a ja zaliczyłam dopiero niecałe 3k? Przecież ja 10 biegam poniżej godziny. I dopiero wtedy do mnie dotarło. Bieżnia pokazuje odległość w milach, nie km. Więc zamiast 400m robiłam prawie 800.
Całość zajęła mi 75minut. I pomysleć że rok temu miałam problem z przebiegnieciem 60s ciągiem. Niesamowite.

Dzwoniłam dziś do Nike. Nowa opaska ma być dostępna od 1 sierpnia. Już nie mogę sie doczekać. Akurat na czas bo 2 sierpnia mam 10k. Plan? W okolicach 50min.