Cudnie jest. Trawa zielona, zaby w pelni sil rechoczacych, sloneczko przyswieca leniwie. Urlopujemy sobie od ponad tygodnia u mamy. Wiadomo, nigdzie czlowiek tak nie wypocznie. Zwlaszcza, ze nie daja mi robic NIC. Okazuje sie ze (wedlug babci) nawet chodze za szybko. Tak wiec zwalniamy. Calymi dniami bujamy sie z Tygrysem, najchetniej na hustawce w ogrodzie, gdzie moge podziwiac pracowite sikorki dokarmiajace swoje male. Juz niedlugo sama taka bede.
Tygrys rosnie jak na drozdzach. Podgladalam go w ubieglym tygodniu i przez 5 dni urosl mi cale 1,5cm. Szalone tempo. Podobno jest juz wielkosci pomaranczki i zaczyna slyszec. Tak wiec prowadze monologi Tygryskowe. Niech sie mlody/a przyzwyczaja do glosu mamusi.
W urlopowa codziennosci wpisaly sie nagle popoludniwe drzemeczki. Cudny wynalazek. Jak tu teraz przekonac szefa zeby mi w biurze jakas sofke ustawil? Bo od poniedzialku wracamy do rzeczywistosci.
Z madrosci babcinych:
- nie mowic do Tygryska Tygrys/Kotecek/Kurczaczek bo sie wlochaty urodzi
- nie chodzic pod sznurami bieliznianymi bo sie dziecko w pepowine zawinie
- nie lapac sie gwaltownie za twarz bo bedzie mialo "myszki"
- nie podnosic rak do gory bo juz nawet nie pamietam jakie to nieszczescie sie przydarzy
- no i nie zapomniec czerwona chustke szalanowke wziac z babcinej komody bo one kiedys kladly noworodkom pod glowke i zadno zoltaczki nie mialo
- i wiele innych podobnych
Stwierdzilam ze rady nalezy ku pamietnosci zapisac, bo o tym to zadna madra ksiazka nie powie.