poniedziałek, 22 grudnia 2014

Matka może

 Tak sobie poczytuję blogi innych otoczona paczkami chusteczek i myślę. Czytając Krasusa i Bo to zazdroszczę im czasu, który mają na to by poświęcić się bieganiu/pływaniu i innym szaleństwom. Niestety. gdy pojawia się Potomek czas nagle staje się towarem deficytowym, zwłaszcza ten JA czas, gdy można sobie pójść zrobić co się chce, wtedy kiedy się chce, a nie kiedy się da wyrwać parę chwil.
Wczoraj czytałam u Emilii o tym jak trudno wygospodarować czas przy małym szkrabie. Cóż, na pocieszenie mogę tylko powiedzieć, że im większe tym trudniej.
Gdy Tygrys był jeszcze w miarę niemobilny i nie zadawał tysiąca pytań czas na ćwiczenia zawsze się znalazł, bo dziecko spało, albo ćwiczyło ze mną. I wszystko mu się podobało byle mama obok. 
Teraz nawał obowiązków, powrót do pracy, przedszkole, magisterka i nagle codzienne obowiązki wygrywają z tą ważną cząstką czasu jaka była przeznaczana na Brykanie  przez duże B. 

Pewnie, że się da. Przykładem jest tu np Hania, która jakoś znajduje czas by się porządnie sponiewierać na treningach. Z partnerem podzielającym biegową pasję jest pewnie trochę łatwiej, bo rozumie tę potrzebę wyjścia, wybiegania, wymordowania troszeczkę.

Z powodu ostatnich zawirowań zdrowotnych bieganie leży i kwiczy. Chociaż choinkę ubrałam sobie medalowo aby przypomnieć sobie jak to fajnie było i że jednak warto i moze przyszły rok będzie pod tym względem lepszy.


  

Ale żeby nie było tak pesymistycznie to jednak udaje się Coś zrobić.  Najbardziej brakuje mi chyba siłowni, a może raczej spokojnej godzinki na takie ćwiczenia. Ale odkryłam, że mam przynajmniej pół godziny gdzie udaje mi się połączyć przyjemne z jeszcze przyjemniejszym.
Otóż usypianie Tygrysa to (w przypadku gdy nie postanowi uciąć sobie drzemki) kwestia około 30 minut. Już po książeczkach, których nigdy dość, kładziemy się w ciemności jego pokoju - on na łóżeczku, ja na macie na podłodze - i opowiadamy. Znaczy się głównie ja opowiadam, bo "mamusiu proszę bo ja tak luuuuuuuubię". No i po co leżeć po próżnicy skoro można ten czas tak pięknie zagospodarować? Jak każda kobieta w wyposażeniu podstawowym dostała mi się wielofunkcyjność więc sobie ćwiczę.

John Deere z Masseyem Fergusonem jada po pługi - uf uf spięcia brzucha 
Jadą na pole orać/siać/bronować - Pilates na nogi
Spotykają New Hollanda - pośladkowe
Kombajn zbiera kukurydzę i przerabia na kiszonkę - grzbietowe
Zwozimy siano - pompeczki

Matko jaka ta praca na roli ciężka. Codziennie Tygrys domaga się tych samych opowieści "mamusiu opowiedz jak John Deere orał pługiem obrotowym a Massey i Ferguson zwykłym" więc przynajmniej odpada mi wymyślanie nowych bajek. A sponiewierana jestem konkretnie po takiej sesji usypiankowej. Czasem zapyta śpiącym głosem po co ja tymi nogami tak macham. A gdy już sobie śpi to spokojnie się rozciągam i mogę zacząć kolejna wieczorną fazę obowiązków.

No i co nie da się? Pewnie, ze się da. Bo Matka zawsze może. A jak nie może to i tak coś wymyśli żeby się dało.


Marudze

Mam nowe skarpetki do biegania i nie mogę ich wypróbować. Buuuuu. Mam takie kochane dziecko. Czerpie z przedszkola pełnymi garściami a potem szczodrze dzieli się z nami. Ledwie wykaraskaliśmy się z rodzinnego pakietu zatokowego a już popadliśmy z Tygrysem w zapalenie oskrzeli. Bo przecież mamy musiały przyprowadzić chore dzieci na spotkanie z Mikołajem i tym sposobem wykosiły 80% społeczności przedszkolnej. Zipiemy, świszczemy, kaszlamy - on jak zawodowy gruźlik jak jak suchotnik. 

Tak sobie przeglądam bloga i zatęskniło mi się bardzo za rokiem 2009 i 2010. Za tymi zwariowanymi biegami i grupką ludzi, z którymi wszystkie te przygody były możliwe. Może 2015 znowu będzie takim rokiem, co? Będzie?